• wystawa stała Muzeum Archeologii Podwodnej i Rybołówstwa Bałtyckiego
  • oddział Narodowego Muzeum Morskiego
  • łeba
  • falochron wschodni
  • pow. 3 500 m2
  • konkurs
  • I nagroda
  • 2021
  • realizacja
  • 2021 - 2023

wystawa muzeum morskiego

Zaskoczenie, czyli witajcie w łebskim muzeum. Już od progu, holu głównym, zwiedzających przyciągają ciekawe stanowiska. Po prawej stronie na przeźroczystym „ścianoekranie” wzrok przykuwa pełzająca foka, rozkrzyczana mewa, czy przepływająca, od czasu do czasu, ławica śledzi. Ten dynamiczny obraz sprawia, że statyczne obrazy o dziejach Bałtyku, będące również częścią tego stanowiska, stają się jakby lżejsze i bardziej przystępne dla zwiedzających. Nie ma jednak wątpliwości, że przepływające dorsze, czy flądry nie wzbudzają takich emocji jak grupa osobliwych postaci która zaczepia nas z ekranów po lewej stronie. To dziwaczni bohaterowie – każdy z innej epoki, każdy to charakterny indywidualista – czy to średniowieczny kupiec, czy rybak. Wszyscy machają do nas, zapraszają, licytują się czyja historia ważniejsza, czyja ciekawsza. I jak widać nie próżnują. Wokół ekranu zebrała się spora grupka turystów, którzy, nieco zdziwieni, rozmawiają z naszymi bohaterami. Naprawdę – rozmawiają! A barczysty Słowianin z czasów Wikingów prowadzi dialog, jakby żył tu i teraz! To stanowisko opiera się technologii sztucznej inteligencji, wykorzystywanej również w deepfake’ach. Koncepcja ekspozycji jest bardzo wrażeniowa i emocjonalna, buduje nastroje, zaskakuje – to celowy zabieg. Ma oddziaływać na niemalże wszystkie zmysły. To będzie żywe i energetyczne muzeum.

Szkutnictwo i żegluga Słowian w epoce Wikingów. Naszą galerię otwiera porywczy jak gorącokrwisty ogier, mocny jak dębina, długowłosy i barczysty Słowianin Johannus. Odziany w skórzany kaftan nabijany ćwiekami i wyposażony w oszczep, topory i łuk, choć niewątpliwie mógłby już zabijać samym ognistym spojrzeniem… Ten wojownik wzbudzał strach i przerażenie. Od furii Słowian zachowaj nas panie – donosiły ówczesne kroniki. Tak. Nasz Jan, nie był Jaśkiem. Być może był nawet chąśnikiem – okrutnym piratem i łupieżcą. Niestraszni byli mu Wikingowie, z którymi walczył jak równy z równym. Ta barwna postać oprócz dzielenia się garścią emocji i osnutymi tajemnicą, mrożącymi krew w żyłach, przekazami, niewątpliwie była też świetnym żeglarzem i budowniczym łodzi. Zadziorny Johannus to pierwszy śmiałek z naszego panopticum indywiduów. Oprowadzi Państwa ścieżką najstarszych zabytków muzeum. Graficznym symbolem tego szlaku jest płaskodenna łódź.

W pierwszej części wystawy, przemieszczając się wśród tajemniczych, zielono-butelkowych, scenografii, gość muzeum przekonuje się, iż Wikingowie mieli równych sobie przeciwników. Zwiedzający dowiadują się także, że konkurowali oni ze sobą w technikach budowy łodzi i z wzajemnością czerpali ze swoich osiągnięć w tej dziedzinie. Dla wielu, wiedza ta, będzie sporym zaskoczeniem. Ta część wystawy spowita jest aurą tajemniczości. Dominuje ciemna kolorystyka, która przeplata się z głęboką zielenią, nawiązującą do kolorów głębin Bałtyku.

Magnesami tej części ekspozycji są niewątpliwie trzy łodzie, ustawione na delikatnych stelażach z czarnej stali. Jakby zacumowane przy odtworzonym fragmencie puckiego portu, unoszą się lekko na zielonkawej głębi o połysku gładkim jak lustro. Posadzka zmienia tu swoją materię i kolor – staje się elementem scenografii, jest ożywionym Bałtykiem.

Dla poszukujących wrażeń fizycznych, w drugiej wnęce, umieszczono symulator wiosłowania. Tu przeniesiemy się w czasie i zaciągniemy na słowiańską, napędzaną wiosłami łódź. Dzięki projekcji i rozbudowanemu krajobrazowi audialnemu, a także konieczności wykorzystania własnej siły fizycznej, stanowisko to pozwoli posmakować choć szczypty trudów i doznań jakim musieli sprostać średniowieczni wioślarze. Uprzedzamy – nie będzie prosto utrzymać narzucony przez pozostałych wioślarzy rytm, lecz kto odważny niechaj próbuje! 

Żegluga i handel bałtycki XIII-XVII wiek. Wiedzeni dziecięcą ciekawością zmierzamy w stronę dużych tafli szkła – filtra nadającego otoczeniu zielono-morską atmosferę. Klika nakładających się na siebie planów, takiego wydzielenia przestrzeni sprawia, że w niektórych miejscach mamy odczucie głębi, głębi w której majaczą kolejne obiekty, kolejne wraki do eksplorowania. 

Z morskich odmętów wyrywa nas następna postać, rysująca się rozedrganym obłokiem (projekcja) na krańcu pomostu. To nasz nowy przewodnik – kupiec, którego ładunek spoczął na dnie Bałtyku wraz z Miedziowcem. Ponoć miał na imię Johann, Johan Pilge, ale tego nie jesteśmy pewni. Zresztą holk, którego prawdopodobnie był współwłaścicielem, transportował ładunek co najmniej kilku mu współczesnych. Ów człowiek interesu ma więc wiele imion, a symbolem graficznym tej części wystawy jest merka, jedna z tych odnalezionych na beczkach ze średniowiecznego statku.

Miedziowiec niewątpliwie jest najważniejszym eksponatem tej części wystawy. Ulokowany w przestrzeni, która praktycznie nie ma ograniczeń wysokościowych może być eksponowany w nieco teatralny sposób. Światło reflektorów pada na wrak, niczym na artystę w solowej scenie sprawiając, że pozostałe przestrzenie wystawy zdają się gasnąć. Nasz aktor stoi w centrum przestrzeni, wpisany  w delikatny, liniowy, rysunek własnego rzutu na posadzce. Szkic ten, utkany z miedzianych nici, nadaje należną eksponatowi rangę, podkreśla fakt, iż mamy do czynienia z obiektem wyjątkowym, niepowtarzalnym. W stalowy, lekki, stelaż o ciepłym kolorycie, z pietyzmem wkomponowane są fragmenty burty, stępki i tylnicy statku. Podkonstrukcja ta, podobnie jak wrak, jest niedopowiedziana, zanika w przestrzeni, urywa się, kończy. Tym niemniej jej forma, jest zarysowana na tyle wyraźnie, że oczyma wyobraźni widzimy miękką linię kadłuba i wyobrażamy sobie skalę obiektu. W obrysie burty średniowiecznego holka, na zielono-morskim kubiku, ustawiono stanowisko z ładunkiem wydobytym z wraku. Beczki, drewno, ceramika, skrzynie i oczywiście plastry miedzi, od których zaczerpnął swą nazwę nasz główny bohater.

Ci, którzy zainstalowali muzealną aplikację będą mogli obejrzeć symulację całego kadłuba statku oglądając eksponat poprzez pryzmat swojego smartfona – oprogramowanie dorysuje brakujące elementy tego słynnego wraku. 

Pozostałe zabytki, osnute, tylko gdzieniegdzie rozświetlanym półcieniem, wsunięte są w przestrzeń pod stropem antresoli. Atmosfera tej przestrzeni jest budowana jako niedopowiedziana, tajemnicza, a każdy jej eksponat  zręcznie wydobyty z mroku strumieniem ciepłej iluminacji, będzie ważny i wyjątkowy. 

Ewolucja Półwyspu Helskiego i Zatoki Puckiej. Po wielu doznaniach i niemałej dawce wiedzy, szukając chwili wytchnienia przysiadamy na jednej z półek centralnie usytuowanej wydmy. Obserwując mimochodem Miedziowiec chcielibyśmy odpocząć, odsapnąć od bombardujących nas wrażeń, jednak organiczna forma złożonego z poziomic fragmentu krajobrazu nie daje nam spokoju. Wciąga i zaprasza, by wzdłuż jej płynnych kształtów przemieścić się dalej. Wodząc dłonią po gładkich warstwicach naturalnej sklejki przemieszczamy się do kolejnej strefy wystawy. Po lewej stronie wynurza się monumentalny kuter B-25, lecz przyciąganie miękkiej diuny jest równie silne. Śledząc ów naturalny kształt wchodzimy do wnętrza. Tu wita nas wesoły fotograf z minionej epoki. To miłośnik nadmorskich krajobrazów, który ze swoim trójnogim aparatem przemierzył wiele plaż i łebskich wydm. To gospodarz przestrzeni poświęconej Półwyspowi Helskiemu, Zatoce Puckiej oraz samej Łebie. Symbolem tej części wystawy jest, oczywiście, wydma.

Kolejną z nietypowych atrakcji muzeum jest peryskop. Prawdopodobnie ten ruchomy element przykuł uwagę zwiedzających już wcześniej… Jego obracająca się, miedziana, „trąba” jest doskonale widoczna zarówno z okolic Miedziowca, jak i z każdej galerii. To instrument  przez który można oglądać całe muzeum!

W największej niszy, tuż za peryskopem, w wydmie ukształtowano wygodne ławki, aby zwiedzający mogli przysiąść i obejrzeć kilka filmów o sztucznych rafach i o wydmach. W całej strefie wnętrza diuny przewidziano miejscowe projekcje interaktywne np. morskiego piasku, który rozwiewa wiatr, a po którym idąc w butach zostawiamy ślady bosych stóp. To mały detal, ale jest nie lada atrakcją, szczególnie dla dzieci.

Przejście przez wydmę to poruszanie się w chmurze delikatnych eksponatów, zdjęć, map, zwieszonych z sufitu lub przymocowanych na dystansach do warstwic. To rodzaj instalacji przestrzennej pośród, której każdy znajdzie ciekawe informacje, czy to samej Łebie jej historii, czy o okolicznej roślinności i, oczywiście, wydmach. Dodatkowo muzealna diuna staje się rodzajem bibliotecznego regału, w którym w różnych miejscach, ukryto karty czytelników i inne tajemnice. Mieszczą się tu małe, wąskie szufladki wysuwane niczym tace. W każdej z nich kryje się inna tajemnica, czy ciekawostka o Łebie i okolicy. Czasami jest to zdjęcie, czasami muszelka, innym razem wiersz napisany przez lokalnego wierszokletę… 

Historia i problematyka rybołówstwa bałtyckiego. Po wyjściu z organicznej bryły, na tle burty super-kutra jawi nam się kolejna ulotna sylwetka. To żwawy, łebski rybak. W czerwonym, laminowanym kapeluszu, z fajką, w koszuli w kolorową kratę, w dziwacznych portkach i charakterystycznym, gumowanym fartuchu na szelkach. Barwna to figura. Zachrypniętym głosem opowiada historie swoich niesamowitych połowów i nie skąpi lokalnych anegdot. To przewodnik po strefie naszego GDY-18. Symbolem graficznym tej części ekspozycji jest uwięziona w sieci ryba.

To naprawdę muzealny hit. Tu zacumował (jeszcze w trakcie budowy) największy z eksponatów: superkuter B-25. Po latach oczekiwania na wodach Motławy, jednostka zwana pieszczotliwie „Ogórkiem”, zyskała nowy blask i zasłużoną sławę. Tak! To jedyne muzeum w Polsce z prawdziwym kutrem wewnątrz! 

Przecięty na pół, tak że można zajrzeć do wnętrza ładowni, z odsłoniętą częścią poszycia, która odsłania maszynownię, stanowi nie lada atrakcję dla wszystkich zwiedzających, czy to dzieci, czy dorosłych. Królestwo superkutra ma wyjątkową skalę, to dla niego właśnie wymyślono wnętrze jako rodzaj szkutniczej hali. Stąd wykorzystanie wysokości pod antresolą drugiego piętra, jako przestrzeni, w której mogą pojawić się eksponaty oraz instalacje nie wymagające oglądania z bliska, a budujące atmosferę. Nad ustawionymi w regularnym rytmie gablotami zwieszamy rybacką sieć. Mogłaby to być ruchoma instalacja, która przewija włok z bębna na bęben. W tej strefie rozpięte byłyby również mance śledziowe oraz wysokie preki z rozedrganymi od strumienia powietrza chorągiewkami. Całość tworzyłaby spójny obraz wraz z kutrem. 

Ratownictwo morskie oraz bezpieczeństwo statku rybackiego. W strefie na wprost z wyjścia z wydmowej kładki znalazły swoje miejsce eksponaty dotyczące ratownictwa morskiego. Ze względu na sąsiedztwo z zagadnieniami archeologii podwodnej panuje tu ciemno zielonkawa poświata. Powoli zanurzamy się w kolejny ciekawy temat, którego historia sięga z ledwością XIX stulecia.

Laweta do transportu łodzi ratunkowych to największy obiekt tej części ekspozycji. Pokazujemy ją na tle dużych zdjęć oraz projekcji związanych z tematyką  ratownictwa. Uwagę zwiedzających przykuwają od razu, zwieszone z sufitu, nietypowe „spodnie” do przerzutu rozbitków. Ciekawą „próbą” byłaby możliwość przymiarki tych morskich pantalonów. Proponujemy wykonanie repliki tego eksponatu i zwieszenie go niczym huśtawki. 

Część  eksponatów znajdzie swoje miejsce w szklanej gablocie, która będzie wyposażona w multimedialny ekran do przeglądania zdjęć  i animacji. Koła ratunkowe, pasy, kamizelki, dryfkotwy, czy nawet kotwice z łodzi ratowniczych stworzą przestrzenną rzeźbę, którą dopełni poruszana przez zwiedzających płetwa sterowa. Koło sterowe z RC-1 zostanie powiązane mechanizmem z płetwą, aby umożliwić gościom muzeum zmianę ustawienia jej pozycji. Galerię związaną z ratownictwem morskim dopełnia seria modeli statków i kutrów, umieszczonych w delikatnych przeźroczystych kubikach, tuż nad balustradą. 

Historia archeologii morskiej. W zielonym chłodzie głębi skrywa się część wystawy poświęcona nurkowaniu i eksploracji podwodnej. W strefie tej otacza nas audialny pejzaż. Słychać delikatny, plumkający dźwięk uchodzących baniek powietrza, stukot sprzętu nurkowego tłumiony i przetwarzany przez morską otchłań. W sektorze tym panuje atmosfera tajemnicza, wydzielona szybami w tonacji głębokiej zieleni, skryta za parawanami ich kolejnych planów.  Gospodarzem – przewodnikiem tej strefy jest oczywiście nurek (który również patronuje części o ratownictwo morskim), a jego atrybut to staroświecki hełm nurkowy.

Atmosfera podwodnej eksploracji przyciąga niczym magnes. Nie lada atrakcją jest możliwość przymiarki repliki 12-bolcowego hełmu nurka, podwieszonego do sufitu. Jedną z cennych pamiątek z muzeum jest zdjęcie w hełmie właśnie. Nad głowami unosi się nurek w pełnym, współczesnym rynsztunku, podwieszony tak, że wygląda, jakby właśnie się zanurzył w poszukiwaniu kolejnego wraku. Tymczasem podwodnych skarbów szukają również dzieci, pochłonięte rozdmuchiwaniem warstw osadów w interaktywnej projekcji na podłodze. Dwa wystawowe eżektory pracują non stop, a mali poszukiwacze są niestrudzeni. W tle, na ścianie, obrazu dopełnia projekcja głębi, w której czasem pojawi się jakieś żywe stworzenie.

Żegluga ujścia Wisły w XVIII wieku. Wychodząc zza zielonego filtru głębin, trafiamy na dwa kolejne wraki, tym razem statków spławowych. Rysunki, objaśnienia i schematy wszystkich typów statków rzecznych można odnaleźć na interaktywnej ścianie zachęcającej zwiedzających do eksploracji. Na dużej rycinie wzrok przyciągają pulsujące światłem elementy. Kiedy ich dotkniemy statyczna wcześniej grafika wyświetli nam dynamiczny obraz i informację o łodzi, którą akurat wybraliśmy do studiowania. Tu też zwiedzający dowiedzą się, między innymi, iż najstarszymi słowami używanymi na Słowiańszczyźnie określającymi statek były łacińskiego pochodzenia „nawa” i rodzime „korab”. Budowniczych statków nazywano cieślami okrętowymi, a termin „szkutnik” pojawił się nad Wisłą w XVI w., kiedy największe statki budowane nad jej brzegami nazywano szkutami. Stąd postacią -przewodnikiem tej części wystawy jest właśnie cieśla, którego atrybutem jest schematyczny rysunek ujścia królowej polskich rzek.

Wrak szkuty wydobyty z Martwej Wisły wzbudza respekt swoim rozmiarem. Ustawiony jest prostopadle do zielonkawej, szklanej ściany, na której znajdują się rysunki źródłowe przedstawiające wygląd wraku za czasów jego świetności. Całość dopełnia pejzaż audialny szumu rzeki i odgłosów ludzi pracujących na statku. 

Morska energetyka wiatrowa. Galeria drugiego piętra zaskakuje nas ferią bodźców, nowoczesną technologią i imponującymi eksponatami. Od razu przyciąga nas imponującej skali, 12-metrowa, makieta przemysłu offshore. Z tego stanowiska dowiemy się wielu detali. Zobaczymy jak wygląda statek hydrograficzny, baza nurków do prac podwodnych i wreszcie: morska farma wiatrowa z infrastrukturą. 

Duże zainteresowanie wzbudza interaktywna ściana i podłoga tuż obok modelu. Uzbrojona w baterię różnej wielkości wiatraków, szklista powierzchnia przyciąga tłumy ciekawskich dzieciaków. Tu skacząc, machając rękami, czy innym zaprogramowanym gestem, można uruchomić ciekawostki, wyświetlanie dodatkowych informacji. Maszerując w miejscu, obracając się wytworzymy energię, która wprawi w ruch wiatrak. To świetna zabawa, w trakcie której mimochodem, przyswajane są ważne i często trudne, naukowe treści. W ich opanowaniu pomaga kolejna postać-przewodnik: kobieta naukowiec – specjalistka od energii odnawialnej, której atrybutem jest wiatrak. Nie ma pytania, na które nie znałaby odpowiedzi. Nie wierzycie? To zapytajcie! Technologia deepfake przyjdzie nam tu z pomocą. Nie wiesz, czegoś, nie rozumiesz? Zapytaj naukowczyni!

Rybołówstwo polskie i zagadnienia z nim związane. Dynamiki tej części ekspozycji dostarczy zapewne nasza postać-przewodnik, dziarska Kaszubka. Nie radzimy się jej sprzeciwiać. I upraszamy o nie robienie bałaganu. Tego Zofka naprawdę nie znosi… Porządek w każdym porcie, pardon, stanowisku, to podstawa!

Pośród szklanych gablot zawierających wszelkiej maści: pływaki, łyżki od odlewania ciężarków, odbijacze kutrowe, monety, wagi, kaszorki, cebrzyki, skrzynie i wiele innych, uwagę zwraca stanowisko fotoplastykonu. Proponujemy, aby wykonać je jako grupę niby-peryskopów, rozmieszczonych po okręgu, na różnych wysokościach z możliwością regulacji. Wygodne zielone pufy zachęcają do spędzenia dłuższej chwili na oglądaniu stereoskopowych zdjęć z dawnych czasów.

Stanowiska gablotowe uzupełniają multimedia, oraz  nieco gderliwa, ale opowiadająca ciekawe anegdoty Kaszubka, animowana w technologii deepfake. To urozmaica nieco podróż przez tysiące detali eksponatów i pozwala mieć wrażenie, iż postać przewodnik jest naprawdę naszym osobistym kustoszem. Warpienka znad Zalewu Szczecińskiego płynnie wprowadza nas w ławicę jesiotrów, która pogrążona w pejzażu audialnym znad ujścia Wisły wprowadza nas w tematykę połowów i ogólną sytuację współczesnego rybołówstwa w Polsce.

Ciekawym eksponatem jest model kabiny sterówki kutra z interaktywnym stanowiskiem symulatora mostka kapitańskiego. Wewnątrz, na ścianach wyświetlany byłby film z wejścia do portu. Za pomocą jednej gałki, zwiedzający mogliby zmieniać pogodę: od słonecznej po burzliwą  niebezpieczną. Wrażeń dopełnią doznania dźwiękowe od łagodnego szumu fal po przerażające grzmoty.

Dalej uwaga zwiedzających skupia się wokół barwnej rzeźby z rybackich skrzynek. Kolorowy infobox to skarbnica wiedzy o portach i przystaniach brzegowych po 1945 roku. Wewnątrz kubika zaaranżowano interaktywne stanowiska. Można się tam rozsiąść na rozstawionych luźno pojemnikach na ryby i w spokoju oddać się przeglądaniu informacji, gier i zagadek, zawartych w tabletach. Kilka ze skrzynek zastąpiono niewielkimi monitorami z filmami i animacjami, niektóre wyjęto, jak okna, a  jeszcze inne zamieniono na różnorakie szuflady i skrytki. To także miejsce dla  wielbicieli wyszukiwania informacji w  formie analogowej. Muzealni „szperacze” będą mogli rozkoszować się zapachem „papierowego” kurzu, wertując wydrukowane zdjęcia, mapki, opisy, jak w bibliotecznym katalogu. 

Instalacją wieńczącą tę część wystawy będzie usytuowana pod ścianą przegroda z zagadkami. Nie zgadniesz, nie przejdziesz dalej… To głęboka ścianka z otworami na ręce, na różnych wysokościach – dla małych i dużych. W każdym z wewnętrznych czarnych boxów ukryta będzie replika jakiegoś charakterystycznego eksponatu np. pływak, lampa naftowa, kotwiczka, kaszorek i inne drobniejsze elementy. Zabawa będzie polegała na odgadnięciu, jedynie za pomocą dotyku, co to jest. Obok każdego stanowiska będzie niewielki ekran na którym będzie można odznaczyć odpowiedź. Jeżeli wynik będzie prawidłowy, w innym miejscu zagadkowego regału podświetli się gablota w której będzie przedmiot poznany poprzez zmysł dotyku. I jak? Test zdany? Zatem idziemy dalej!

Nowe sposoby zarobkowania rybaków oraz kultura związana z rybołówstwem. Nagle wkraczamy w odgłosy krzątaniny. Słychać skwierczenie gorącego tłuszczu, gwar, płacz dziecka, któremu mama nie chce kupić słodkiej lemoniady. Jesteśmy u Rybaka, w nadmorskiej smażalni. Aby nie odtwarzać dosłownie scenerii, którą znają przecież wszyscy bywający czasami nad polskim morzem, proponujemy skonstruowanie kilku planów z drewnianej konstrukcji nawiązującej do typowej kaszubskiej karczmy. Przestrzenna instalacja ma wielorakie zastosowania. W jednym miejscu jest panelem wystawowym, innym w jej zakamarkach mieszczą się restauracyjne stoliki, regały z szufladkami na rozmaite skarby, czy po prostu szklane gabloty na ważne drobiazgi. 

Miejsce, w którym Kaszubka czuje się niekwestionowaną królową, to fragment wystawy poświęcony zwyczajom kulinarnym. Stanowisko to, to prosty i masywny drewniany stół, w którym zamiast blatu włożono monitor. Jest na nim wyświetlany film z kamery umieszczonej dokładnie nad głowami zsiadających przy posiłku. Widzimy potrawy, nakrycia ustawione dla kilku osób, dostrzegamy i słyszymy również to, jak toś skrobie po talerzu. W tym stanowisku możemy obserwować różne sytuacje od posiłku w smażalni, poprzez wigilijną wieczerzę, chrzciny, lub codzienną skromną kolację rybaka. Filmiki są krótkie, ale fakt, że można zasiąść do takiej kaszubskiej uczty i jako zewnętrzny obserwator i poprzyglądać się zachowaniom biesiadników, zapada w pamięć.

Dalej, w dwustronnej gablocie, znajdą się eksponaty, które przyciągną amatorów wędkarstwa morskiego. Tutaj też goście muzeum zapoznają się z masą różnorodnych zdjęć i filmów z rejsów wędkarskich. Jednak Kaszubka rzuci na tę kolekcję tylko pobłażliwe spojrzenie i przejdzie dziarsko dalej. 

Zainteresuje ją za to następne stanowisko, poświęcone rybackim strojom. Jej głowy nie zaprzątną jednak prawdziwe ubrania, a wirtualna przymierzalnia. To stanowisko interaktywne, które działa trochę jak lustro. Kiedy przed nim staniemy, dzięki ruchom ręki, na swoją sylwetkę będziemy mogli zarzucić rybacki płaszcz, czapkę zitwest, buty skórznie i wiele innych ubiorów z różnych lat. To naprawdę ciekawa zabawa, choć niestety brak tam bardziej wysublimowanych strojów, a o butach już na pewno nie będziemy tu wspominać…

We władaniu Kaszubki znalazło się jeszcze kilka rzeźb będących obrazem rzemiosła artystycznego rybaków. Ta część wystawy może być rozwijana i rozbudowywana, chociażby jako wystawy czasowe, pobliżu których jest usytuowana. Strefę wpływów naszej przewodniczki zamyka interaktywny ekran z informacjami o innych muzeach rybołówstwa na polskim wybrzeżu oraz kodami QR pozwalającymi na zgranie kilku ciekawostek na temat każdego z nich.