• centrum muzyki
  • grzegórzki
  • pow. 30 000 m2
  • konkurs
  • 2018
  • wyróżnienie

centrum muzyki

Kiedy wymawiam słowo Przyszłość,
pierwsza sylaba odchodzi już do przeszłości.
Kiedy wymawiam słowo Cisza, niszczę ją.

Kiedy wymawiam słowo Nic,
stwarzam coś, co nie mieści się w żadnym niebycie.

Wisława Szymborska, tomik „Chwila”, tytuł „Trzy słowa najdziwniejsze”

Ten krótki wiersz jest tylko pretekstem, aby rozpocząć naszą opowieść. Pierwszym zdaniem – tym najtrudniejszym. „Tylko” pretekstem i „aż” nim, ponieważ zwraca uwagę na trzy, z pozoru, proste słowa. Mierzymy się z nimi każdego dnia, w każdej chwili, czy tego chcemy, czy też nie. Także w tym projekcie, konfrontujemy się z ich sensem nieustannie. Słowa te wybrzmiewają, by potem, w jednej chwili, niepostrzeżenie umknąć, odmienić się.

Przyszłość. Trudne pojęcie – właściwie beznadziejnie związane z przeszłością. Tu na Grzegórzkach ma swoje odniesienie nie tylko do ostatnich wydarzeń (jak np. otwarcie parku dla mieszkańców), ale przede wszystkim, do fortecznej przeszłości tej lokalizacji. To piętno działki. Odcisk, który pozostawił austriacki zabór. Lecz współcześnie, to także potencjał i niepowtarzalność miejsca. „Złą pamięć” minionych czasów, można zmienić w dobrą, właśnie tym szeroko zakrojonym pod względem urbanistycznym i społecznym, projektem. Dobry duch miejsca podpowiada, iż ten projekt to przede wszystkim przenikanie dwóch światów: nowego, który właśnie kreślimy, z tym XIX-wiecznym. Ich wzajemne uzupełnianie, dopełnianie, dopowiadanie, ewolucja, dialog i miastotwórcze działanie tworzą sens i oś tej opowieści.

Stąd w naszym parku forma fortu została wydobyta na pierwszy plan. Przetworzona, zreinterpretowana, lecz czytelna w przestrzeni. Tego gestu byliśmy pewni od początku. Błędem byłoby przecież zignorowanie historii. Twórczy spór toczyliśmy o to, jakimi środkami wyrazu zrealizować ów zamysł. Jak uniknąć dosłowności? Jak oderwać się od dokładnego rysunku dawnego fortu. Jak uszanować wartościowy drzewostan? Odpowiedź rodziła się kalka po kalce, warstwa po warstwie, aż wreszcie z opowieści o masywnej i ciężkiej niegdyś budowli Lunety Grzegórzeckiej, wyłonił się delikatny, lecz zdecydowany szkic. W rysunku tym, wspomnieniem po potężnej skarpie wału artylerii i dwóch kaponierach stał się gęsty, zimozielony żywopłot. Nie ma on tak bezsprzecznej mocy kształtowania przestrzeni, co nasyp ziemny, jednak właśnie takiego, miękkiego, rozwiązania poszukiwaliśmy. Rysunek ten jest intrygujący, uwagę przykuwa kształt t.zw. „kocich uszu”, czyli pozostałości po dawnych kaponierach, ponieważ niewątpliwie ma w sobie coś z francuskiego ogrodu. Nową „konstrukcję” fortu przerastają swobodnie stare drzewa, tu i ówdzie załamując dyscyplinę tej perfekcyjnie przyciętej rzeźby. Ślad dawnej fosy założenia fortowego wyznaczają dwie obiegające park ścieżki, a okazałą niegdyś reditę zastąpił wkomponowany pomiędzy drzewa amfiteatr, którego scena plenerowa mieści się na dawnym dziedzińcu wewnętrznym fortu. To centralny punkt parku. To tu odbywają się letnie koncerty, improwizacje, czy happeningi. To przestrzeń oddana do dyspozycji lokalnych społeczności, które oprócz sceny wzbogacą się o urokliwą kawiarnię w dawnym budynku biurowo-sztabowym, ponad 300-metrowy, nowoczesny, pawilon wystawowy zbudowany wokół zabytkowej konstrukcji żelbetowej, niewielką świetlicę w zachowanej części wejściowej poterny północnej, czy przestrzeń edukacyjno-projekcyjną, dotyczącą historii fortu w poternie południowej.

Jednak największym i ogólnodostępnym dobrem będzie zrewitalizowany park przyciągający siatką klarownych ścieżek pieszych, rowerowych i tych „tajnych” skrytych w labiryncie żywopłotów. W letnie, upalnie, dni jak magnes będzie działał stary sad, który po kilku pielęgnacyjnych cięciach zapewne obrodzi obficie robaczywymi i kwaśnymi owocami. Leżąc w chłodnym cieniu gruszy, zagryzając dzikie owoce, będzie można przenieść się w czasie, odetchnąć, zrelaksować, a nasze zmysły ukoi spokojny, drżący odgłos pracowitych pszczół z muzycznej pasieki. Brzozowe zagajniki, kwietne łąki, grupy krzewów, będą także rajem dla niewielkich zwierząt, ptaków i owadów, które odnajdą tu spokojne enklawy i stworzą symbiotyczny ekosystem wraz z odwiedzającymi park mieszkańcami Grzegórzek, czy spacerowiczami poszukującymi muzycznych wrażeń. Od ciepłej wiosny, poprzez skwarne lato i złoto-mglistą jesień od bulwarów wiślanych nadciągają tłumy przechodniów i melomanów. Z jednej strony przyciąga ich lustrzana i leniwa Wisła, z drugiej, zapraszający swoimi alejkami forteczny park. Na krańcu głównej promenady, przecinającej kaponierę szyjną dawnego fortu, pomiędzy koronami drzew, wyłania się nowe Centrum Muzyki. Połyskuje ono i mieni się niczym pomarszczona tafla wody, a wystające ponad formę fortecznego wzgórza bryły sal koncertowych są niczym ciężkie, stabilne głazy w górskim potoku.

Budynek łączy się z nowym, miejskim ogrodem, wiąże w jeden organizm, który wzajemnie przenika i przetwarza wspólne przestrzenie. Mimo zasadniczo odmiennej formy i funkcji budowla ta, w płynny sposób stanowi kontynuację parku, wspinającego się na jego dachy. Z zielonych ramp zasysających ruch z parkowych alei, z geometrycznych łąk, wreszcie z zielonych tarasów zorientowanych na południe, otwiera się panorama na założenie parkowe, Wisłę oraz zurbanizowany krakowski pejzaż. Melomani przybywają również od północy, od strony Ronda Grzegórzeckeigo. Wówczas do Centrum Muzyki prowadzą ich geometryczne wzniesienia porośnięte łanami chabrów, maków i rumianku. Tak ukierunkowany ruch pieszy przejmuje, kształtowana dynamicznie, fasada wraz z prowadzącym do głównego wejścia podcieniem. Zwieńczeniem tej drogi jest przestrzenne i świetliste foyer, będące nie tylko przestrzenią pomiędzy salami koncertowymi, ale przede wszystkim, bramą do rozległego fortecznego parku. Wnętrze to w każdym możliwym punkcie otwiera się na zieleń, łączy się z założenim ogrodowym i zachęca do wyprawy w teren, do spaceru po pagórkowatym dachu, skąd od maja do początków września można i podziwiać niebanalne „pokazy lotnicze” kolonii jerzyków, która zagnieździ się w tektonicznie kształtowanej fasadzie Centrum Muzyki.

Cisza”. Gwar użytkowników parku, lekko przenikliwe, śpiewne odgłosy jerzyków, szum drzew, szelest opadających liści, wreszcie odgłos skrzypiec wybrzmiewający w amfiteatrze, wszystko to sprawia, że cisza zanika. Dźwięk jest jej zaprzeczeniem. Jednak czy dźwięk istniałby bez ciszy, a cisza bez dźwięku? Muzyka jest uzależniona od ciszy – nie wybrzmiałaby bez pauzy. Muzyka ma w sobie coś nieuchwytnego, coś emocjonalnego i osobistego, coś co sprawia, że wydaje się bardziej ulotna, aniżeli inne formy sztuki. Muzyka, to odczuwanie miejsca, dotykanie czasu, to echo przestrzeni. Muzyka to zjawisko. I chociaż wydaje się to niemożliwe, tu na Grzegórzkach, architektom postawiono za zadanie zamknięcie w formę tej mnogości doznań, niedopowiedzeń i piękna. To trochę, tak jakby chcieć zamknąć w puszkę zorzę polarną…

Ale w muzyce jest również coś wymiernego, coś namacalnego, coś co łączy to, co nieuchwytne z pięknym rzemiosłem – instrument. Centrum Muzyki potrzebuje instrumentu, aby dać upust muzycznym emocjom. Kraków, potrzebuje instrumentu, który niczym mocny akord wybrzmi na muzycznej scenie Europy. Grzegórzki potrzebują instrumentu, który zagra… pauzę. Pauzę w muzycznym parku, z którego korzystaliby wszyscy: melomani i mieszkańcy dzielnicy. A architekt? – architekt, niczym lutnik, skonstruuje ten instrument.

Pierwsze skrzypce, czyli Filharmoniczna Sala Koncertowa przeznaczona dla 1400 słuchaczy, pełnej orkiestry i chóru, głównie orkiestry i chóru Filharmonii Krakowskiej. To od tej sali wszystko się zaczęło. To był impuls. Pierwsze było wrażenie plastyczne. Poszukiwanie atmosfery, mieszanie barw na palecie , by nadać im wyjątkowy odcień, blask i wydźwięk. Stare złoto w kontraście z hebanową czernią to wyjątkowe połączenie, spotykane w starych ikonach, obrazach świętych, czy ołtarzach. Duet ten ma w sobie coś niewątpliwie szlachetnego i doniosłego, ale także tajemniczego i nieuchwytnego, jak muzyka. Sala Filharmoniczna jest najważniejszą salą koncertową dla muzyki klasycznej w Krakowie. Z tego powodu chcieliśmy aby była miejscem pięknym wizualnie jak i doskonałym akustycznie. Tutaj klasyka spotyka się z nowoczesnością. To typowy shoe-box z możliwością obejścia widowni balkonem jak w Musikverein. Widownia i balkony są tak ukształtowane aby, wybierając dowolne miejsce, móc swobodnie obserwować magię bijącą ze sceny. Natomiast tektonika sali, plastyczne załamania płaszczyzn nie tylko wpływają na doskonałość akustyczną, ale stanowią charakterystyczny element wykończenia. Są elementem rozpoznawczym, który sprawi, że wystarczy jeden koncert usłyszany w tej sali, aby jej wizerunek zapisał się w pamięci słuchacza na długo.

Solistka, czyli miejska sala koncertowa. Ubrana w pasową geometrię niczym plisowana sukienka z połyskującym wzorem. Gdy zaczyna grać, wszyscy milkną. Muzyka wybrzmiewa z niej i trafia do słuchaczy w najczystszej postaci. Jest zmienna, ma wiele twarzy. Może gościć innych solistów, orkiestry kameralne, ale też wielkie orkiestry symfoniczne. Połamana, srebrzyście połyskująca geometria ozdobiona jest delikatną koronką nadającą jej wyjątkowy, elegancki charakter. Miejska Sala Koncertowa jest przeznaczona głównie dla dwóch krakowskich orkiestr: Capelli Cracoviensis i Sinfonietty Cracovii. Jej kształt i kubatura odpowiadają potrzebie elastyczności akustycznej sali. Sala może być dostrojona niczym instrument do wymaganych warunków dzięki mobilnym reflektorom akustycznym zawieszonym nad estradą. Dzięki temu niezależnie od rodzaju koncertu słuchacze będą doświadczać pełni czystego brzmienia zanurzając się w miękkiej polifonii.

Marzyciel wpatrujący się w rozgwieżdżone niebo, to sala recitalowa. Chodzi z głową w chmurach, marzy o przyszłości, czeka na spełnienie. Czy jego marzenie się spełni? Czy muzyka, która w nim teraz gra, zagra pięknie na innej scenie? Tego nie wie. Ale wie że tutaj muzyka brzmi miękko, lekko i trafia do słuchacza w czystej postaci. Niezależnie od tego czy trwa próba orkiestry lub chóru, koncert kameralny, czy recital. Przestrzeń tej sali jest uspokojona, zawiera się w prostej kubaturze. Ściany boczne i sufit stanowią spójną całość, niczym nieboskłon nad horyzontem. Obraz ten nie jest do końca klarowny, ostry. Jest to złożona struktura składająca się z wielu elementów składowych, niczym atomy we wszechświecie, niczym tony w muzyce.